Pośród uliczek miasta Aine odnajduje ledwo żywego Bertrama, któremu ofiaruje nowy dom i nową rodzinę. Rodzinę, w której sama Aine jest traktowana przez ojca jak powietrze, ponieważ... nie urodziła się mężczyzną. Chłopak z wdzięczności uczy dziewczynę walki, a Aine zrobi wszystko by zdobyć aprobatę ojca. Jednak wszystko ulega zmianie w jedną krwawą noc, a losy przyszywanego rodzeństwa zostaną brutalnie rozdzielone.
Na samym początku trzeba wyjaśnić jedną rzecz: nie jest to książka dla dzieci. Ba! Nie jest to nawet książka dla wielu dorosłych. Choć brutalne i krwawe sceny jestem w stanie zliczyć na palcach jednej ręki, to kiedy już się pojawiały nie tyle miałam ciarki na całej skórze, co było mi aż słabo. Czytając o główce małego dziecka rozbijanej młotem, o wypadającym oku i odgryzionym z bólu języku - sama jako matka dziecka w takim wieku - czułam jak nogi się pode mną uginają. Bardzo podobne uczucia towarzyszyły mi w trakcie czytania "Wojny makowej".
To, co zasługuje na szczególną uwagę to niezwykle plastyczny, malowniczy styl Agi Mieli. Bez większych trudności jesteśmy w stanie zobaczyć wszystko to, co chce nam przedstawić autorka. Jesteśmy w stanie wyczuć wręcz odór wszech otaczającej śmierci czy czyhających na nas niebezpieczeństw w ciemności. Klimat powieści zdecydowanie zalicza się do tych mrocznych, a jedną z moich ulubionych scen jest atak krwiożerczych upiorów. Paskudne istoty powstałe z martwych, chodzące rozpadające się trupy. Taka interpretacja wampirów zdecydowanie przemawia do mnie bardziej niż kochających ludzi wegetarian.
Nie spotkamy tutaj szalonych zwrotów akcji czy fabuły pędzącej łeb na szyję. Można wręcz powiedzieć, że nieco się ciągnie, ale jednocześnie czuć, że jest to dopiero wstęp do większej historii. Pierwszy tom wyraźnie skupia się na głównych bohaterach, ich losach i ogromnej metamorfozie jaką przechodzą. W tle pojawią się mityczne bóstwa, straszliwe istoty, o których istnieniu mówi się szeptem, mitologie czy legendy. Brakowało mi odrobiny więcej akcji, która pomogłaby mi lepiej utrzymać koncentrację, ponieważ zdarzało mi się tracić zainteresowanie i odpływać za daleko.
“Dzieci Starych Bogów” miały okazję już się ukazać na naszym rynku i wznowienie od Wydawnictwa Zysk zostało lepiej dopracowane, a pewne wątki głębiej wyjaśnione. Stylowo cały czas zachwyca tak samo. Nie wiem czy powieść traktować jako debiut, jeśli jednak debiut, to z wielkim potencjałem. Jest to dopiero wstęp do większej historii i jest ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów.
Recenzję napisała dla Was Monika.
Recenzja powstała w ramach współpracy z grupą recenzentek z grupy
Fantastyka na luzie – książka, film, serial
Grupa dyskusyjna: https://www.facebook.com/groups/fantastyka/
Bookstagram: https://www.instagram.com/fantastyka_na_luzie/
Fanpage: https://www.facebook.com/FantastykaNaLuzieFP